wtorek, 4 czerwca 2013

(Wiecznie poszukiwany) sens życia

Czy życie ma sens?

 

Jest to pytanie, na które zasadniczo można udzielić 2 odpowiedzi  - "tak" lub "nie", które rozwijają się jednak w cały wachlarz możliwości.
Popatrzmy jak można by na nie odpowiedzieć:

Jeśli spojrzymy na zagadnienie od strony  logicznej, można powiedzieć matematycznej, odpowiedź wydaje się być prosta - życie sensu nie ma. Koniec. Basta!

Taki skrót myślowy może jednak zostać odebrany jako swego rodzaju lekceważenie, dlatego przejdźmy przez cały proces myślowy.

Czym zatem jest sens?
Za nieomylnym internetowym źródłem informacji wikipedia.org:

"Sens w wyjaśnianiu lub podjęciu jakiegoś działania jest synonimem jego "celu", zwykle jednak zawężany jest do celu pozytywnego (dobrego w skutkach). Można go podzielić na (referencje potrzebne):
  • Sens nieabsolutystyczny - codzienny. Sens ten mają wszystkie czynności jakie robimy. Jednocześnie nigdy nie wyczerpuje sprawy, lub wyczerpuje ją pozornie.
Na pytanie "dlaczego mam jeść obiad" można odpowiedzieć: "byś był silny", na to stwierdzenie można odpowiedzieć pytaniem "ale po co?" i odpowiedzieć "żebyś lepiej ćwiczył na WF-ie", tutaj znowu może paść pytanie "a po co?" a my możemy wykreować jeszcze inną odpowiedź i tak w nieskończoność. A zatem nigdy nie dojdziemy do końca tych pytań, wynajdując "jedzeniu obiadu" coraz ważniejsze funkcje. Zarazem jednak, poprzez regresję w nieskończoność zdołamy udowodnić sensowność "jedzenia obiadu".
  • Sens absolutystyczny - To taki sens/cel, po sformułowaniu którego nie można już zapytać "dlaczego?"."

Bez zagłębiania się w przydługawą definicję, zatrzymajmy się na jej pierwszym akapicie - sens jako synonim celu. Nie wiem jak Wam, ale dla mnie ta definicja wydaje się całkiem nieźle oddawać sens tego słowa. :)

 Cel jest bowiem czymś bardzo intuicyjnym i namacalnym.
 Człowiek będąc małym dzieckiem odbiera świat jako zbiór mniej lub bardziej logicznych bodźców i reakcji, zapamiętuje je i zaczyna sam używać. W jaki sposób? Bardzo prosty. Bodziec ma powodować reakcję, inaczej, działanie ma prowadzić do określonego celu. Na przykład płacz prowadzi do nakarmienia, przewinięcia pieluchy, ewentualnie tysiąca różnych prób uspokojenia rzeczonego bobasa.

W miarę dojrzewania działania stają się coraz bardziej subtelne, gdy tymczasem cele pozostają przeważnie jasno określone. Złóż mamie życzenia, żeby sprawić jej radość, powtórz materiał, żeby zdać kolokwium, daj dziewczynie kwiatka i zapewnij ją o swojej dozgonnej miłości a ona da Ci... całusa.

Czyli można patrzeć na sens życia poprzez pryzmat celu.

I teraz ważne pytanie, kto wie czy nie najważniejsze do każdego z nas - co jest moim celem w życiu?  Pytanie trącące prymitywnością, niemal trywialne - można na nie odpowiedzieć mechanicznie, bez zastanowienia, używając słów:  Bóg, ojczyzna, rodzina, miłość, pieniądze, sława, władza, wolność, ziemniaki.

Oczywiście,  można do tego podejść w inny sposób, wziąć kilka głębokich oddechów, wysilić szare komórki, uderzyć kilka razy głową w ścianę i udzielić o niebo bardziej poetyckiej i przemyślanej odpowiedzi..

Gdyby jednak i ją poddać krytycznemu spojrzeniu i przeciąć na brzytwie Ockhama okazuje się, że wszystkie te cele zostały albo przez nas obrane, albo zostały nam w różnoraki sposób narzucone. Nie ma wśród nich celów absolutnych.


 Niektórzy zapytają: "- A Bóg, religia, wiara? Przecież to cele absolutnie, rozumiane same przez się"

Owszem, są to jak najbardziej cele absolutne i do tego całkowicie nielogiczne. Wiara religijna jest wiarą opartą na swego rodzaju odczuciu, nie jest to wiara racjonalna, polegająca na przewidywaniu i spodziewaniu się konkretnych skutków danego zdarzenia.
W tym określeniu nie zawiera się żadna zniewaga ani próba dewaluacji takiej postawy. Jest to uczucie, a uczucia nie czynią człowieka ani dobrym ani złym, co powinno być dla każdego (a niestety nie jest) oczywiste.
Warto się jednak zastanowić jaka część tego uczucia pochodzi od nas samych a jaka jest wypadkową całego naszego życia, na co składają się m.in. środowisko, rodzina, wychowanie, kultura.

Od razu ostrzegam, że po takim zastanowieniu może przyjść pewna refleksja, z początku niewyraźna, że uczucie, które było dla nas czymś naturalnym, w pełni akceptowanym i uznanym za właściwe, wcale nie jest prawdziwe. "-Jaaasne" - odpowiecie - "ciekawe jak można określać prawdziwość uczuć". Nie da się tego określić na poziomie logiki, tak samo jak i również nie da się trollować ludzi poniżej pewnego poziomu inteligencji. Można to jedynie poczuć. Logiczne - uczucia można odczuwać, liczby można liczyć, itd.

Mamy jeszcze coś takiego jak natura człowieka, coś tak bardzo pomijanego i  marginalizowanego w obecnych czasach. Natura w szerokim sensie ustanawia pewien jasny i znany nam cel - przetrwania, to coś co daje zwierzakom możność sprowadzenia swojej egzystencji do jedzenia, spania i ruchania 24h/dobę.

 W węższym zakresie czyli w odniesieniu do człowieka, oznacza to subtelne mechanizmy, takie jak szukanie przez mężczyznę szczęścia w byciu w kobietą, a przez kobietę w posiadaniu, kochaniu i wychowywaniu dzieci.

Zauważcie jakie to piękne, jako ludzie możemy sobie dorobić, łatkę szczęścia do czegoś co natura daje nam w pakiecie startowym, bez żadnego pytania. Wręcz cudownie :)
Niemniej jednak dalej jesteśmy tymi samymi istotami, podlegającymi prawom fizyki i natury, co w zasadzie może wypełnić nasze rozważania odnośnie sensu, równie dobrze jak religia, bo skoro natura nas tak stworzyła to dlaczego by nie jeść, spać i ciupciać 24/h na dobę, tudzież zażywać innych uciech.
Cel jest prosty i określony, ale powiedziałbym, że chyba nie o to nam chodzi. W jakąkolwiek retorykę byśmy to nie przystroili, okazuje się, że podlegamy uczuciom, którymi obdarzyła nas natura.

 Suma, summarum, wychodzi na to, że, logicznie rzecz biorąc, życie nie ma sensu - to co zrobisz z tym stwierdzeniem zależy od Ciebie i jest mi raczej obojętne, zauważ jednak, że wynika z tego bardzo ciekawy wniosek: nie ma żadnych logicznych podstaw do uznania jakichkolwiek zasad. Jest za to absolutna wolność, pytanie na ile absolutna to już materiał na cały wpis. Niemniej jednak człowiek został uwolniony, żadnych konwenansów, nadczłowiek, Nietzsche i Co Należało Dowieść.
Pozdrawiam :)









5 komentarzy:

  1. "szukanie przez mężczyznę szczęścia w byciu w kobietą, a przez kobietę w posiadaniu, kochaniu i wychowywaniu dzieci"

    Już powyższe słowa pokazują, że celowo łamiesz naturalną symetrię i naturalny porządek, pokazują że akceptujesz diaboliczne okaleczanie ludzkości, a to tylko i wyłącznie droga do piekła i zagłady gatunku.
    Jeśli "kobiety" nie znajdują, nie chcą znaleźć szczęścia u boku mężczyzn, jeśli ich indoktrynacja religijna, ich okaleczenie, ich piekielne kompensaty są aż tak silne, to niech te wynaturzone potwory spadają tam gdzie ich miejsce - do diabła !

    OdpowiedzUsuń
  2. Każda precywilizacja jeśli nie jest w stanie wyzwolić się z systemu niewolniczego (przez małość, brak wyobraźni, chciwość i złą wolę beneficjentów systemu niewolniczego) UPADA.

    Strażnikami obecnej precywilizacji są tzw."wielkie religie" - pachołki bestii władzy, to one odebrały ludzkości poczucie niewinności w miłości.

    Czy w świecie zwierzęcym sfera seksualna wpływa na rodzenie się patologii ?

    Nie !!!!!!!!!!!

    Dlaczego w świecie człowieka sfera seksualna rodzi patologię ?!!!!!!!!!!!

    pachołki bestii twierdzą że sprawia to nieczystość, grzeszność aspektu seksualnego.
    Jest to diaboliczne zwiedzenie, kłamstwo, piekielna manipulacja którą skaża się ludzkość CELOWO OD TYSIĘCY LAT.

    TO NIE SFERA SEKSUALNA CZYNI CZŁOWIEKA ZŁĄ ISTOTĄ.

    TO SPLUGAWIENIE TEJ SFERY PRZEZ FUNKCJONARIUSZY SYSTEMU NIEWOLNICZEGO TAKĄ TĄ SFERĘ UCZYNIŁA, BY DZIELIĆ, PASOŻYTOWAĆ, STROIĆ SIĘ W ŚWIĘTE SZATY I RZĄDZIĆ POKOLENIAMI NIEWOLNIKÓW.

    Tylko ta banda demonów nie chce dostrzec jednego - że tym samym prowadzi cały gatunek,
    razem ze sobą, na nieuchronną zagładę.

    A ty autorze piszesz o umiłowaniu prawdy a pierwszy ją gorliwie krzyżujesz !!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spokojnie, calm down.

      Stwierdzenie: "Mamy jeszcze coś takiego jak natura człowieka, coś tak bardzo pomijanego i marginalizowanego w obecnych czasach. Natura w szerokim sensie ustanawia pewien jasny i znany nam cel - przetrwania, to coś co daje zwierzakom możność sprowadzenia swojej egzystencji do jedzenia, spania i ruchania 24h/dobę.

      W węższym zakresie czyli w odniesieniu do człowieka, oznacza to subtelne mechanizmy, takie jak szukanie przez mężczyznę szczęścia w byciu w kobietą, a przez kobietę w posiadaniu, kochaniu i wychowywaniu dzieci."

      Określa cele jakie narzuca nam natura i choćbym nie wiem jak chciał nic w tej kwestii nie złamię ani nie naruszę. To tak jakby stwierdzić - że grawitacja nieuchronnie doprowadzi człowieka, który wyskoczył z okna do spadnięcia na ziemię. Może niezbyt odkrywcze, ale jednak prawdziwe.
      Rozumiem, że wpis wzbudza w Tobie ogromne emocje, niemniej polecam przeczytać go jeszcze raz, ewentualnie dwa w celu dokładnego zrozumienia. W razie czego mogę rozwiać wątpliwości odnośnie przekazu.

      I mam jedno pytanie - czym w Twoim rozumowaniu jest piekło i na jakiej podstawie wyprowadzasz jego koncepcję, czym jest wspomniana przez Ciebie nieuchronna zagłada - czy ludzie nie mogą sobie po prostu żyć i umierać bez ograniczenia Wielkiej i Bardzo Trudnej Gry która narzuca im pewne scenariusze i zakończenia?

      Usuń
  3. Twój wpis nie zrodził we mnie żadnych emocji, emocje wzbudza we mnie świadomość powszechności zarazy szatańskiego zwiedzenia.
    I nie przyrównuj prawa fizyki do wynaturzenia które uznajesz za naturalne.
    Powtarzasz poza tym bezkrytycznie swój błąd, bo można być z kobietą a nie w kobietą.
    Polska języka trudna języka ?

    Dlaczego uparcie odmawiasz kobietom szczęścia w byciu z mężczyzną, dlaczego AKCEPTUJESZ I POWTARZASZ piekielny program, w którym bliskość jest zła i nieczysta a owoc tej "nieczystości" - dzidzia już jest ok ?!

    Idąc tą drogą służyć będziesz tylko kłamstwu i demonom.
    Żaden z ciebie Orfeusz.

    Nie ma żadnej wielkiej i bardzo trudnej gry.
    Nie ma narzuconych scenariuszy, scenariusze ludzkość pisze sobie sama.
    Zawsze, puki co, są wypadkową mroku - konsekwencji działań i zaniechań psychopatów u władzy.

    Tu obowiązują prawa fizyki i logiki - każdy układ podlegający atrofii zmierza do swojego końca, każdy gatunek ulegający degeneracji ulega wymarciu, zwłaszcza gatunek dysponujący narzędziami masowej zagłady, gatunek który na dodatek od czasów "cywilizacji" zdolny jest co najwyżej do balansowania w ramach układów o chwiejnej równowadze.

    Natura dla tak zdegenerowanych istot jest bezlitosna.

    Tak jak można stworzyć niebo tak i można stworzyć piekło.
    Jeśli można, a można (pozaczasowa, relatywistyczna matryca) to można stwierdzić że już istnieją.
    Wystarczy jedna dojrzała, a więc moralna, cywilizacja we wszechświecie by do tego doszło.
    Jeśli nawet do tego aktu dojdzie za miliardy lat to z powodów oczywistych piekło i niebo istnieją od zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mea culpa, mea maxima culpa. Cały przekaz rozbił się o błąd literowy. Chodziło mi oczywiście o byciu z kobietą.

    Nie odmawiam kobiecie ani mężczyźnie bycia z kimkolwiek, stwierdzam jedynie, że natura wyposażyła nas w pewne mechanizmy, które sprawiają że mężczyzna czuje się dobrze, a nawet bardzo dobrze z kobietą a kobieta z natury odczuwa szczęście płynące z macierzyństwa.
    Gdyby tak nie było to jako gatunek bardzo szybko przegralibyśmy walkę na ringu ewolucji.

    Wskaż miejsce w którym dewaluuję bliskość lub ją potępiam. Nic takiego nie napisałem, ani nie miałem zamiaru przekazać, mam jednak świadomość tego, że czasem mój przekaz jest nieco rozmyty.

    "Tak jak można stworzyć niebo tak i można stworzyć piekło.
    Jeśli można, a można (pozaczasowa, relatywistyczna matryca) to można stwierdzić że już istnieją.
    Wystarczy jedna dojrzała, a więc moralna, cywilizacja we wszechświecie by do tego doszło.
    Jeśli nawet do tego aktu dojdzie za miliardy lat to z powodów oczywistych piekło i niebo istnieją od zawsze."
    Twój myślenie jest bardzo ciekawe i oryginalne - taka cywilizacja pełniłaby de facto w stosunku do nas rolę Boga.
    A ja uważam, że spersonalizowany Bóg, nie Twórca, ale Władca pełni rolę władcy marionetek, tworzy świat, ustawia reguły i się nim po prostu bawi - Ty jesteś zły, idziesz do piekła, Ty dobry, ok niebo.
    Taki obraz moralizatora jest dla mnie nie do zaakceptowania.
    To tak jakby wrzucić kogoś na tor przeszkód, który przy odpowiednim wysiłku da się przejść i ofiarować mu super nagrodę jeśli przejdzie a karę jeśli mu się nie uda.
    Oczywiście w zależności od osoby będzie to dla niej jakieś doświadczenie, być może przeżyje coś ciekawego, ekscytującego, pokona trudności - słowem może będzie to miało dla niej wartość dodaną, nie zaprzeczam takiej możliwości - ale cały czas jest to postępowanie protekcjonalne.
    Personalny Bóg stworzyłby równych sobie. Być tak rzeczywiście jest i wszyscy jesteśmy Bogiem.
    To już kwestia do rozważenia dla każdego.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń